sobota, 7 czerwca 2008

Man & fest


Blog ten jest dedykowany "tekstowi sponsorowanemu" "Puma Jamaica 2 - poczuj Karaiby". Siedząc sobie w ulubionej kafejce/restauracji (przyznaję że ośrodkiem post-lansu, czyli antylansu lansowanego, tj. 30latkowie ubrani w ciuchach z secondhandu z wózkiem dziecięcym... Bugaboo - niewtajemniczonym podpowiem że to Porsche wsród wóżkow, nawet z drugiej ręki i z Niemiec jest drogi), otoczony rozkoszną atmosferą odpoczynku od zgiełku miejskiego, przy arterii komunikacyjnej warszawskiej (o ironio), wziąłem do ręki pewne darmowe czasopismo muzyczne. Czasopismo jest nawet nawet ale na stronie jedenastej natrafiłem na wspomniany na wstępie 'tekst'. Po polsku, w języku potocznym i prawnym nazywa się to 'reklama'.

Tekst pisany przez copywritera agencji Puma (albo czterech, plus korekta junior brand managera i category managera Puma) stanowi mieszankę dialektów języka polskiego:
1) dziennikarskiego darmowych czasopism;
2) internetowego młodzieżowego bełkotu;
3) nowomowy reklamy.

Panagericzny, lizusowski tekst zaatakował moje ośrodki estetyki i moralności. Mogę napisać tylko "ble". I "dziękuję" bo "Puma Jamacia 2 - poczuj Karaiby" w końcu mnie zmobilizował do rozpoczęcia pisania tego blogu (muszę też podziękować nowemu Przekrojowi który stał się Logo/Avanti dla snobujących się, artykuł o samochodach rodzinnych w ostatnim numerze... jezu. Lubię ten okrzyk mało sakralny, przepraszam).

Ale przejdźmy do mana & festu.

Manem jestem który nienawidzi festu reklamy i brandingu. Nie jestem wściekłym socjalistą lub anarchistą pomimo pseudonimu. "King Mob" jest hołdem dla dzieła pana Morrisona, komiksu "Invisibles". Tak wiem, komiks, to dla dzieci, bla. Ale ten komiks wyprzedził książkę Naomi Klein w krytyce wszechobecnego 'brandingu' przedmiotów otaczających nas (a Morrison nie jest tu żadnym pionierem, nawet sowieckim).

Nie jestem wrogiem reklamy - spełnia ważną funkcję. Nie znoszę jednak gdy reklama zaciera się z kulturą, zaciera się sferami życia niekonsumpcyjnymi. Spadać! Jeżeli czytam czasopismo, chce żeby reklama wyglądała jak reklama i nie była 'artykułem' pisaną taką samą czcionką i językiem pariodującym języka dziennikarskiego (która coraz częściej jest kalką jezyka reklamy).

Wracając do "Puma Jamaica 2 - poczuj Karaiby", 'artykuł' jest ilustrowany zdjęciem przystojnego atletycznego jamajczyka w koszulce z z napisem "Puma - Jamaica 2". Ze znakiem (r). Jezu. Jezu. Jezu. Prawników Pumy spytam, "Czy naprawdę uważacie że istnieje takie ryzyko rozmycia i zgeneryzowanego znaku towarowego, że każecie szpecić logo znakiem (r)?" (r) nie jest cool. (r) nie jest fajną grafiką. (r) jest oznaczeniem o charakterze prawnym. Może chcecie dopisać jeszcze "wszelkie prawa zastrzeżone"? I z tyłu koszulki "warunki użytkowania"? Ciuch to ciuch. Ciuch nie jest miejscem dla deklaracji prawnych.

No i przejdę do smutnej refleksji. Kiedyś ubierałem się w skateshopach bo w 'zwykłych' nie było interesujących mnie ubrań. Nie byłem nigdy ideologicznym skatem (skejtem) ale swoje na deskach potrafiłem (już nie). W pewnym momencie, jakieś 7 lat temu zaprzestano produkować ubrania z ciekawymi grafikami i wszelkie elementy ozdobne zostały zastąpione nazwami marek. E... nie chcę mieć "Metoda" na koszulce. Chcę czołg nad którym skacze małpka na desce.

Wracając do "Invisibles", wspomnę że agent wszechzła zagrażającego wszechświatowi i Ziemi w szczególności wspomina że jednym że największych ich osiągnięć w krucjacie zła jest przekonanie ludzi do noszenia nazw marek na swoich ciuchach.

Ludzie! Nie jesteśmy billboardami! Nie jesteśmy billboardami które płacą za to by być billboardami! Oznaczenia nosili niewolnicy, dlaczego się zniewalamy, dobrowolnie i płacąc za to?

Rozumiemy się?

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Puma - to nie adwertorial. Brand manager nie byl najwyrazniej az tak głupi, zeby udawać że to tekst dziennikarski.
Grupa docelowa brand managera(albo ta grupa o której myśli, ze jest jego grupą docelową, sadzac po wyborze pisma w ktorym sie reklamuje...) czyli pracownicy agencji, tfuuu... wlasciciele agencji reklamowych, prowych, eventowych... prawnicy, art direktorzy, a nawet chirurdzy tak durni nie są.
Oni woleliby zobaczyć kolegę opertora w koszuce z napisem jamaika i przeczytac w tekście dziennikarskim (!) lub usłyszeć "w towarzystwie", że 10 PLN ze sprzedaży idzie na ratowanie nawet niech bedzie jungli i ... kupione! No... gdyby nie to logo :)